Klacz przystanęła na samym brzegu różowego stawiku. Zapatrzyła się w dziwną wodę, zarżała ze zdumieniem i pokręciła głową z politowaniem. Ihhaha... Dziwna kraina, naprawdę.
Zaczęła pić różaną w smaku wodę z lekkim aromatem wiśniowych kwiatów. Jeśli nawet dopuszczała się profanacji, nie dbała o to.
Znajdowała się na terenach obcego stada, ale uważała tą wspólnotę za zbiorowisko ciepłych kluch. Mięczaków. Wystarczy krzyknąć, a położą uszy po sobie i pierzchną.
Ona zaś była z dumnego klanu Rakhair i nie ustępowała przed nikim i przed niczym.
Przymknęła oczy rozkoszując się smakiem. Miła okolica, choć zwariowana jak śnieg w lecie.
Wreszcie poszła precz stąd.
/zt