Lekki uśmiech zakwitł na pysku ogiera, kiedy zauważył klacz.
- Witaj Saharo. Jestem Lando. - przedstawił się, wstając i rozprostowując kończyny. - Nawet nie miałem takiego zamiaru, ale dziękuję za przestrogę. - zachichotał cicho i melodyjnie, przekrzywiając nieco głowę.
- Co cię tu sprowadza, my lady? - odrzekł, skupiając wzrok na klaczy. Liście lekko opadały na ziemię, wystarczyło się delikatnie poruszyć, by zdradziły obecność. W takich warunkach drapieżniki nie mają raczej szans. Kilka kolorowych liści wplątało się w grzywę i ogon Mezaliansa, dlatego ciapkowaty począł wyciągać je z nich. A, że akrobatą nie był, z grzywy za wielu wyciągnąć mu się nie udało. Z ogona podobnie, ale parę razy porządnie trzepnął nim o nogi, dzięki czemu spadły.